DailyUS (dzień 11) - Wielki powrót JPeg, świetne widowisko stworzone przez Arynę z Emmą

Znamy finalistki tegorocznego turnieju u Pań. W finale zmierzą się ze sobą Jessica Pegula z Aryną Sabalenką. Będzie to powtórka z Cincinnati, czym Panie pokazały, że tegoroczny US Swing należy do nich. Kto będzie lepszy w finale? U mnie co innego mówi serce, a co innego rozum. W przypadku innych części ciała to już różnie z mówieniem, bo 11 dzień turnieju rozgrywanego w innej strefie czasowej daje się we znaki. To jednak już ostatnie resume dla którego konieczne było zarwanie nocki. Cieszę się, bo było warto, ponieważ mieliśmy 2 naprawdę fajne spotkania. I chciałbym to też zaznaczyć, bo czasami może łatwiej przychodzi nam negowanie niż chwalenie. Były to 2 spotkania z naprawdę fajnym komentarzem. Zarówno Dawid Celt z Markiem Furjanem, jak i Lech Sidor z Justyną Kostyrą pokazali bardzo wysoką jakość. Ta ostatnia jest trochę moim odkryciem tegorocznego turnieju wskakując do grona komentatorskiego, które cenię najbardziej. Top 3 to niezmiennie Dawid Celt, Joanna Sakowicz-Kostecka i Marek Furjan, ale przyjemnie się słucha! Lech Sidor też bardzo fajnie. Lubię jak komentuje czy nawet ocenia grę zawodniczek, bo facet ma fajne obserwację. Dobra, lecimy z podsumowaniem. Mam nadzieję, że okaże się przydatne dla tych którzy wybrali w nocy objęcia Morfeusza. Klasycznie zachęcam do dyskusji i dzielenia się swoimi przemyśleniami. 

PAP/EPA

Aryna Sabalenka (2) vs Emma Navarro (12) 6:3, 7:6 (2)

Dla mnie jakościowo to był mecz turnieju. Nie był rozgrywany na pełnym wymiarze setów, ale Panie dostarczyły nam bardzo dużą jakość i piękny tenis. Emma Navarro może być z siebie naprawdę zadowolona. Aryna Sabalenka grająca tak jak wczoraj to jedna z najbrutalniejszych rzeczy jakie może Cię obecnie spotkać w tourze. To, że 23-latka była w stanie nawiązać walkę bardzo dobrze o niej świadczy. Mocno mi imponuje kiedy grająca tak ofensywie Białorusinki regularnie trafia i popełnia naprawdę malutko prostych błędów, trzymając dobry stosunek między niewymuszonymi, a winnerami jak na to co prezentuje na korcie. Do tego cały czas jest skupiona, nie zniechęca się świetną grą przeciwniczki po drugiej stronie siatki i analizuje. To nie są rzeczy, które robiła zawsze. Tutaj to robi i myślę, że to jest klucz do tych winnersów. Jej siła uderzenia imponuje od lat, ale zwróćcie uwagę na jej wybór momentów kiedy idzie do siatki albo przede wszystkim kiedy zagrywa skróty. Jest to przemyślane i nie ma w tym wiele afektu. W pierwszym secie jako pierwsza przełamała rywalkę, ale za chwilę dała się odłamać. Kilka chwil później przełamała jednak ponownie i tego prowadzenia już nie wypuściła. Troszkę inaczej to wyglądało w drugiej odsłonie, ponieważ też miała przewagę prowadzenia i serwis na mecz, ale w tym momencie pojawiły po raz pierwszy małe nerwy. Popełniła w tym gemie nieco błędów, a Emma sprytnie to wykorzystała doprowadzając do wyrównania w secie. Ten okres do tie-breaku był jedynym gorszym momentem w jej grze pod kątem mentalnym i można byłoby sobie przypomnieć o demonach z przeszłości kiedy była w stanie przegrywać mecze sama za siebie. W pewnym były takie negatywne emocje i nie podobała mi się sytuacja kiedy po wygranym serwisie zaczęła głośno krzyczeć, co moim zdaniem miało za cel wybicie rywalki z rytmu. Natomiast co do najważniejszego, czyli wyniku - przy stanie 5:6 utrzymała swój serwis, w tie-breaku pokazała klasę wygrywając go do 2 i wielokrotnie pokazując pokaz mocy. Była w nim w zasadzie bezbłędna. Nie wiem cóż mogła uczynić biedna Emma przy tych piorunujących uderzeniach? Może gdyby lepiej serwowała… to ugrałaby więcej punktów, ale tak naładowana była wiceliderka rankingu, że trudno było ją pokonać. Żądza zwycięstwa była silna jak u tygrysa jakiego tatuaż ma na ciele. 

O Emmie Navarro też mogę wypowiedzieć się w samych superlatywach. Dzięki temu, że wytrzymała poziom rywalki, rangę meczu oraz zaprezentowała świetny tenis, mieliśmy tutaj doskonały pojedynek. Wszak to ona gra bardziej urozmaicony i myślę, że ciekawszy dla oka tenis. Bardzo mi imponuje jak jest zwrotna, bystra i ile potrafi zaproponować nawet podczas jednej wymiany. Biorąc pod uwagę jak potrafi zmieniać tempo, ukrywać kierunki zagrań czy dobiegać do piłek, jest to trudna rywalka szczególnie dla big-hitterek i mocno uderzających rywalka. Aryna to jednak Aryna. Na szacunek zasługuje jak walczyła do końca w drugim secie. To jej na pewno zaprofituje jeszcze w niejednym spotkaniu. Przyjęła też jedyną słuszną taktykę na ten mecz, czyli grać tak kombinacyjnie, aby wybijać Białorusinkę z rytmu. To było trudne do zrealizowania, ale wielokrotnie swoją grą zaskoczyła rywalkę w pojedynczych punktach czy nawet spychała ją defensywy. Dzięki serwisowi i pierwszym uderzeniom, nie wywalczyła tu dużo przełamań Aryna. Również przy serwisie Aryny miała dobry plan. Bardzo dużą wagę przywiązywała do rotacji i długości piłek, aby przetrwać pierwsze uderzeniowe nawałnice drugiej rakiety świata. Często to działało i tylko świetnie nastawiony celownik Aryny sprawiał, że nie miała więcej okazji do przełamań. Na duże słowa uznania zasługuje też jak radzi sobie z kontry. Ten mecz na pewno będzie fajnym doświadczeniem i biorąc pod uwagę jak ułożoną i inteligentną jest dziewczyną.

Tym samym Aryna powtórzyła już sukces z zeszłego roku kiedy awansowała do finału US Open, ale oczywistym jest, że pragnie czegoś więcej. Będzie faworytką starcia z Jessicą Pegulą, która albo musi wznieść się na absolutne wyżyny swojego tenisa albo sprawić, by Białorusinka grała gorzej żeby święcić sukces. Moim zdaniem dla Emmy Navarro również to był przełomowy turniej, ponieważ przez cały rok wysyłała sygnały rozwoju, a tutaj pokazała, że jest już na poziomie najlepszych. Uważam, że miejsce tenisistki pochodzącej z Nowego Yorku jest obecnie w top 8 i czy to Amerykanom się podoba czy nie, to od kilku miesięcy jest tenisistką lepszą od Coco Gauff.



Jessica Pegula (6) vs Karolina Muchova 1:6, 6:4, 6:2

Wow, ale imponujący powrót Jess. W pierwszym secie w zasadzie nie istniała, w drugim to również Karo zaczęła od przełamania i wydawało się, że będziemy mieli tutaj nudny, szybki mecz - przecież pierwszy set trwał niecałe pół godziny. Nic bardziej mylnego. Piękno i nieprzewidywalność tenisa, choć dla wielu te odwrócenie wydarzeń na korcie wywołało smutek na zaspanych twarzach. Obie Panie w wypowiedziach pomeczowych zaznaczyły, że kluczowa była zepsuta przy siatce piłka przez Karo na początku drugiego seta. Volley zagrany przez nią przy stanie 40:30 i serwisie Jessici wyleciał kilkadziesiąt centymetrów za linią końcową. Trudno się nie zgodzić, ponieważ miałąby wtedy 3:0 z 2 przełamaniami Czeszka. O tym jak dominowała do tej pory, najlepiej świadczy, że do tego momentu miała zdobyte 2 razy więcej punktów w spotkaniu od swojej rywalki. W tenisie to ogrom. Później Jessica dość łatwo przełamała Karo, doprowadzając do wyrównania, a bilet zapraszający do udziału w sobotnim finale zaczął nawracać na Atlantyku w stronę amerykańskiego Buffalo mimo, że był już blisko Starego Kontynentu i Czeskiej Republiki. Dwie rzeczy jakie wtedy się wydarzyły to wzrost takiej pasji w grze Jess oraz obniżenie jakości Karoiny Muchovej. Chyba od tego momentu zaczęła bardziej wierzyć Amerykanka, że jej rywalka jest tutaj do ruszenia. To wpłynęło na jakość uderzeń, które stały się bardziej płaskie, co świadczy o odwadze. Zaczęła też cierpliwie grać w defensywie i lepiej zaczęła bronić kiedy Karo, wybierała się do siatki. Podobało mi się też jak kilka razy była w stanie zagrać loba ze wcale niezbyt łatwej pozycji. Ponadto, z czasem poprawił się jej return i serwis. To była konsekwencja wzrostu pewności siebie. Z kolei Karolinę Muchovą od wyżej wspomnianego stanu dopadł jakby kryzys i wydaje mi się, że miał on w dużej mierze wymiar fizyczny. Chyba z czasem zaczęłą bardziej odczuwać trudy turnieju. Nie był on jakiś ogromny - w sensie taki, że nagle odcięło jej prąd, ale czasami można było zrobić jeden krok więcej czy lepiej ustawić się do piłki. Zaczęłą też coraz częściej wybierać się do siatki, a różnica w piłkach z +9 uderzeń rosła na korzyść Amerykanki dość widocznie.

Co do przebiegu setów. Pierwszy to była maestria w wykonaniu Karo. Napisałem po nim, że tak grająca Czeszka ma wyrównane szanse ze świetnie grającą Aryną Sabalenką i te słowa podtrzymuje. Wydaje mi się nawet, że byłaby faworytką, bo trudno sobie poradzić z taką rozmaitością i i finezją. Oglądanie jej w tej odsłonie to był raj dla oczu. Roger Federer w spódnicy jak nic. Przecież to się fizjologom nie śniło jak potrafi gasić piłkę przy siatce stop-volleyem Czeszka. Była jak taki cichy, elegancki morderca, który z gracją, ale też dużą premedytacją zabija swojego przeciwnika. Miała też zaskakująco dużą przewagę tempa i była po prostu na korcie bardziej dynamiczna. Przemieszczała się kilkukrotnie pod siatkę tak niepostrzeżenie jak roczne dziecko nagle nie wiadomo kiedy przemieszcza się w inne miejsce w pokoju kiedy na chwilę spuści się je z oczu. Jedna taka drobna rzecz, która zwraca moją uwagę, choć nie jest potwierdzona żadnymi statystkami. Kiedy Karo gra swoje i jest w pełni skupiona, to ma taki charakterystyczny nawyk dmuchania sobie w dłoń po wymianie. Tutaj z czasem jeśli dobrze dostrzegałem było tego mniej. Mam też wrażenie, że w pewnym momencie Karo uznała, że ten mecz wygra się sam. Poluzowała trochę właśnie na początku drugiej partii, a Jess pokazała dużą klasę umiejąc to dostrzec i wykorzystać. Mozolnie, powoli zyskiwała przewagę w wymianach, a co za tym idzie w punktach. Jakoś od połowy drugiego seta było to coraz bardziej widoczne. Z czasem ta przewaga się powiększała. Forehand i return Jessici działały coraz lepiej, a Karo była coraz mniej skuteczna przy siatce (głównie przez decyzje kiedy się do nie wybiera) i mniej ostro uderzała pod linie. Do tego Jess jakby nauczyła się bardziej czytać grę rywalki. To wszystko diametralnie odwróciło przebieg meczu.

Myślę, że Jessica Pegula wygrała ten mecz nie tyle umiejętnościami, co kortową mądrością i takim zacięciem. Była już jedną nogą poza burtą, a drugą na skórce od banana, ale wj jej grze nie było widać negatywnych emocji.Tutaj chciałbym zaznaczyć jedną rzecz, która bardzo podobała mi się u obu. Kilka razy zdarzyło się, że nawet jak zepsuły piłkę albo akcja miała nietypowy przebieg (z przegranym przez nie punktem), to pojawiał się uśmiech na ich twarzy, Widać, że obie Panie kochają grać w tenisa i to jest piękne! Karolina Muchova ma czego żałować, bo gdyby była w stanie utrzymać wysoki poziom kilka minut dłużej to zapewne wygrałaby ten mecz. Jess odwróciła go we właściwie ostatnim możliwym momencie, bo trudno mi sobie wyobrazić żeby była w stanie wrócić z 0:3 z 2 przełamaniami nawet przy obniżce lotów Muszki. To jest przykład jaką różnicę może zrobić w tenisie jedna piłka. Patrząc tak trochę już bardziej na chłodno to i tak był bardzo dobry turniej w wykonaniu Karoliny, która wracając po kontuzji szybko udowodniła, że wciąż jest jedną z najlepszych zawodniczek na świecie. Jest niedosyt, bo była tutaj realna szansa na wygranie wielkiego szlema patrząc na to co do tej pory pokazywała, ale taki jest sport. Ja się cieszę przede wszystkim, że wygląda na zdrową i zdobyła wiele punktów, które zostaną z nią na długo w rankingu. Jeśli będzie zdrowa, to parę miesięcy i wróci do top 10. Jessica Pegula natomiast w Nowym Yorku kontynuuje swój piękny sen. Poszła za ciosem i nie tylko przełamała barierę półfinałów, ale awansowała do finału. Pokazuje tu naprawdę skuteczny, mądry, mocny i ostry tenis. To nie był dla niej łatwy sezon. Musiała zrezygnować z gry na ponad 2 miesiące, ale niezależnie od tego będzie od poniedziałku 3 rakietą świata i najlepszą Amerykanką. Jest mocna i wierzę w jej zwycięstwo z Aryną, choć nie jest faworytką tego starcia. Będę mocno trzymał kciuki, bo Jess to fajna dziewczyna i fajnie gdyby osiągnęła wielki sukces!


Tyle!

Mam nadzieję, że dzisiejsze resume będzie pomocne dla tych którzy poczuli już zmęczenie intensywnością turnieju lub mają moralnego kaca po porażce Igi, dlatego smacznie sobie spali. Dobra wiadomość jest taka, że finał odbędzie się w sobotę o godzinie 22:00 czyli już takiej przyjaznej. Dajcie znać jakie macie odczucia względem przebiegu i wyników półfinałów, a także jak widzicie mecz finałowy.


Godne odnotowania

Sensacje: brak

Niespodzianki: brak


Co dziś?

Dzień bez meczów kobiecego singla, ale zachęcam do oglądania innych spotkań!

----

PS A jeśli doceniasz moje teksty, mam prośbę o zaobserowanie na “X”. Będę tam wrzucał regularnie artykuły, a nie ukrywam, że zasięgi (a może dopaminy z nimi związane) są sporą motywacją do tworzenia nowego contentu! Link TUTAJ : https://twitter.com/Kamilku16


I jeszcze polecajki 2 miejsc, które szczerze rekomenduję wszystkim fanom tenisa!

Profil na X “Z kortu - informacje tenisowe | Tennis news”, gdzie znajdziesz na bieżąco wszystkie informacje o tym co dzieje się w tenisie. Mateusz jest dla mnie takim Łukaszem Bokiem z KiKŚ dla tenisa, a jego informacje są zawsze rzetelne i błyskawiczne. Link TUTAJhttps://twitter.com/z_kortu

Grupa na Facebooku “Nie Śpię, bo oglądam tenis”, gdzie możesz przeżywać tenisowe emocje wspólnie z innymi miłośnikami w zdrowej i kulturalnej atmosferze na bieżąco. A tenisowych freaków w Polsce jest już naprawdę dużo. Link TUTAJhttps://www.facebook.com/groups/178960806040159

---------

Poznaj mój Skarb Kibica WTA!

Zapraszam Cię serdecznie do zapoznania się z moim "Skarbem Kibica WTA 2024". To 139 stron pasji do tenisa i być może interesujących dla Ciebie informacji. Znajdziesz go klikając poniżej.


 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Skarb Kibica WTA 2024

Sandra Zaniewska: Tenis na przestrzeni lat stał się bardziej agresywny, ale korty wolniejsze

Marek Furjan: Mam 193cm, ale moja dłoń zginęła w dłoni Ivo Karlovica